Wojna z GMO
Wojnę genetycznie modyfikowanym organizmom – GMO (Genetically Modified Organisms), wydali tzw. „zieloni”, czyli niedojrzali czerwoni, lewackie organizacje z Greenpeace na czele. Po co i dlaczego? Ano skoro brakuje tematów, żeby uzasadnić swoją rację bytu, lewacy imają się różnych sposobów. Na genetyce zna się wąska grupa ludzi, specjalistów, zatem łatwo namieszać w głowach ludziom niezorientowanym w sprawie. Temat nośny. Straszenie dziurą ozonową, efektem cieplarnianym, żywnością modyfikowaną genetycznie; wywoływanie psychozy, a co za tym idzie łatwość w otrzymaniu różnego rodzaju grantów na„prowadzenie badań”. I interes się kręci.
Zwykły człowiek nie wie w tym wszystkim o co chodzi – wie tylko, że jest bombardowany doniesieniami, że organizmy zmodyfikowane genetycznie zaszkodzą ludziom. Niezorientowana opinia publiczna myli GMO z mutacjami, a co za tym idzie stawia znak równości między inżynierią genetyczną a mutagenezą. Zieloni na transparentach wypisują hasła „Nie chcemy mutantów!”. I słusznie. Tylko, że to nie ma nic wspólnego z genetycznie modyfikowanym organizmem…
Od tysiącleci człowiek w sposób sztuczny przenosi geny z jednego organizmu na drugi poprzez kontrolowane krzyżowanie organizmów. Taka hybrydyzacja następuje w drodze płciowej. Ale i sama przyroda zna inny sposób przenoszenia genów z jednego organizmu na inny właśnie w drodze inżynierii genetycznej. Na czym to polega? Prześledźmy na przykładzie owadów. Otóż galasówka – drobny owad z rodziny błonkówek – potrafi wprowadzić swoje geny do liści roślin, by zmusić je do wyprodukowania „domu” dla siebie. Taki domek-galas powstaje z tkanek rośliny, ale pod dyktando informacji pochodzącej od owada. Współcześnie, uważnie podpatrując naturę, człowiek nauczył się robić to samo – przenosi geny z jednego organizmu na drugi z pominięciem drogi płciowej.
Dzisiaj w drodze inżynierii genetycznej otrzymuje się między innymi insulinę, która ratuje życie cukrzykom oraz inne leki. Sprawa zasadnicza – w procesie tym wprowadza się do organizmu obce geny, są to substancje o takim samym składzie chemicznym, ale o nieco innym uszeregowaniu nukleotydów, czyli zawierających inną informację. Dzisiaj na rynku można kupić pomidory zawierające gen z pewnej ryby, występującej w wodach koło Alaski, gdzie temperatura słonej wody wynosi -10ºC. Wprowadzono go, by produkował substancję, pozwalającą pomidorom wytrzymanie, bez utraty jędrności, niskiej temperatury w chłodni w czasie transportu. Jest to ulepszenie mające znaczenie handlowe, ułatwiające transport. Natomiast na wartość spożywczą nie ma żadnego wpływu.
GMO stosuje się również po to, aby ograniczyć stosowanie chemii w rolnictwie. Jeśli zmieni się w drodze inżynierii genetycznej sposób zaopatrywania się roślin w azot z atmosfery na pobieranie go w drodze symbiozy z organizmami żyjącymi w glebie ograniczy to konieczność stosowania nawozów sztucznych. Podobnie wprowadzenie do rośliny informacji genetycznej powodującej nieprzyjazny smak dla szkodnika żerującego na tej roślinie wyeliminuje stosowanie pestycydów, czyli chemii w rolnictwie. Same plusy.
Nie idźmy na wojnę z GMO, walczmy z chemią w rolnictwie, bo to ona zagraża naszemu zdrowiu i życiu powodując m.in. szereg chorób, w tym tak niebezpiecznych, jak nowotwory złośliwe. Napisałem ten tekst poruszony dyskusją, jaka odbyła się na jednym z czatów, gdzie – jak to zwykle bywa – histeria pomieszała się z ignorancją, arogancją i osobistymi wycieczkami pod adresem kreślącego te słowa. Więcej optymizmu i wiary w naukę, mniej wstecznictwa i emocji życzę wszystkim czytelnikom.
Źródło: Wojna z GMO