Polski miód po chińsku
Z naszych sklepów znika polski miód. Wypierają go mieszanki z importowanym z Chin, czasem wzbogaconym o pestycydy i inne przysmaki.
Powiedzenie, że Polska to kraj mlekiem i miodem płynący, jest już w połowie nieaktualne. W minionym roku deszczowa pogoda doprowadziła do ok. 30-procentowego spadku produkcji miodu w Polsce, która jeszcze w 2009 r. wynosiła ok. 18 mln litrów. Mała podaż i rosnący popyt wywindowały w kilka miesięcy ceny polskiego miodu o 20-25 proc. i dziś litr kosztuje grubo ponad 30 złotych.
Ponieważ rynek nie lubi próżni, a klient wysokich cen, na polskich półkach szybko pojawił się tani miód z importu. Od dawna importujemy miody o egzotycznych smakach, np. kasztanowy z Hiszpanii, lawendowy z Węgier, pomarańczowy z Nowej Zelandii czy eukaliptusowy z Argentyny. Teraz dołączyły Chiny, które są światowym potentatem w produkowaniu wszystkiego, co tanie, ale niekoniecznie zdrowe.
Leje się chiński miód
Pierwsza afera z chińskim miodem wzbogaconym o szkodliwy dla człowieka chloramfenikol (rodzaj antybiotyku) wybuchła osiem lat temu. Od tamtej pory co pewien czas pojawiały się informacje o zaaresztowaniu kolejnej partii trefnego chińskiego miodu. Zdarzały się też akcje zatrzymania skażonego pestycydami miodu z Ukrainy, ale zdaniem pszczelarzy w rzeczywistości pochodził on z Chin, a Ukraina była tylko przystankiem na drodze do Polski i innych krajów Unii. Te doniesienia nie przełożyły się jednak na spadek importu. Przeciwnie, w ostatnim roku wartość importowanego do Polski miodu z Państwa Środka według danych IERiGŻ wzrosła o prawie 200 proc., do 6,4 mln euro.
Ubiegłoroczna pogodowa klęska na pewno przyspieszyła wzrost importu. – Importowi sprzyjają też przepisy – dodaje prof. dr hab. Helena Rybak-Chmielewska, kierownik Laboratorium Badania Jakości Produktów Pszczelich w Instytucie Ogrodnictwa w Puławach. – Ujednolicone wymagania jakościowe wobec miodu, np. minimalnej kwasowości czy aktywności diastazy, są w Polsce, delikatnie mówiąc, bardzo liberalne. – Ale żaden inny miód na świecie nie jest tak skrupulatnie badany jak ten z Chin – ripostuje dyrektor produkcji i kontroli jakości śląskiej firmy, która skupuje i konfekcjonuje miody polskie oraz importowane. Jednak profilaktycznie nie zgadza się na podanie nazwiska.
Mieszanki
Ponieważ wpadka z chloramfenikolem była głośna, klienci nie znajdą w sklepie złotego płynu z napisem „made in China”. Miody z importu sprzedawane są jako mieszanki miodów z różnych krajów. Najczęściej można przeczytać informację „mieszanka miodów wyprodukowanych w UE i krajach spoza UE”. – Te etykiety są dla nas największym kłopotem – mówi Adam Wiśniewski z Roztoczańskiego Związku Pszczelarzy. Chińskiej konkurencji się nie boimy. Boimy się tego, że gorszej jakości miód przywieziony z Dalekiego Wschodu jest mieszany z polskim i sprzedawany jako wyprodukowany w Polsce lub Unii. Efekty już widać. Kontrola 44 losowo wybranych partii miodu (razem 2 tys. kg), przeprowadzona przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, wykazała, że w dwóch trzecich partii stwierdzono niewłaściwą barwę, konsystencję i zapach. Z kolei w co trzeciej partii wykryto nieprawidłowości fizykochemiczne, np. zawyżoną zawartość sacharozy i fruktozy lub zaniżoną diastazy, cennego enzymu biologicznego. To najgorsze wyniki od lat.
Skąd się to bierze? Prawdopodobnie z mieszanek. Tylko co 10. partię badanego miodu zadeklarowano jako pochodzącą z importu. Reszta miała być z Polski. Taka proporcja jest jednak mało prawdopodobna. Według ekspertów co najmniej co trzeci litr miodu u nas sprzedawanego wyprodukowano poza Polską. A zatem co najmniej 30 proc. miodów deklarowanych jako polskie jest tylko słodką mieszanką polskopodobną.
Źródło: Newsweek
Źródło: Polski miód po chińsku