O zagładzie nie mówimy. Ale musimy bronić pszczół
Protest prowokacją importerów?
- Wszelkie doniesienia z terenu nie potwierdzają tych alarmistycznych informacji, jakoby był olbrzymi spadek pszczół po zimowli w Polsce – mówił Pilichowski, powołując się na wnioski płynące z niedawnej Konferencji Pszczelarskiej w Puławach.
- Jestem ciekaw, czy pszczelarze są świadomi, kto inspirował taki protest. Sięgnę do danych. W ubiegłym roku w Polsce pozyskano 23 tys. ton miodu. Roczne zużycie, w sensie społecznym, jest w granicach 11-13 tys. ton. W magazynach mamy więc zapas – tłumaczył. – Tymczasem największy importer miodu ściąga około 11 tys. ton. My jako pszczelarze możemy przez trzy lata spokojnie wchodzić na rynek, w tym czasie produkt nie traci na wartości. Ale jeśli ktoś inwestuje w kupno cudzego, to chciałby pieniądze pomnażać – mówił.
- Nie byłem na proteście, więc nie wiem, kto z tych importerów jest obecny. Jednak ośrodkiem koordynującym było Stowarzyszenie Pszczelarzy Zawodowych, a tam jest wielu importerów – zauważył pszczelarz.
- Sprawa importerów jest przez pewne środowiska wyolbrzymiana – odciął się Kasztelewicz, prezes tego Stowarzyszenia. – Prowadzę firmę, w której sprowadzamy ok. 1,5 tys. ton miodu na rynek, ale w tej samej chwili kilka transportów miodu polskiego sprzedajemy do Niemiec, do Austrii – tłumaczył. – Skoro mamy eksport, to znaczy, że pszczelarstwo ma się nieźle. Tymczasem do mediów idzie przekaz, że mamy kryzys, że zaraz będzie zagłada pszczół – zwrócił uwagę prowadzący program „Nisza” Jakub Janiszewski.
- O zagładzie nie mówimy – wycofał się Kasztelewicz. – Zajmuję się pszczołami 40 lat. Dwie dekady temu pszczoły same się rozwijały. W tej chwili je dokarmiamy, są odżywki, a one mają 60-70 proc. tej kondycji sprzed lat – tłumaczył. – Chcemy bronić pszczół. Bez pszczół nie ma życia. Jeśli znikną, ludzkości pozostaną cztery lata istnienia – uważa pszczelarz… Czytaj więcej…
Źródło: O zagładzie nie mówimy. Ale musimy bronić pszczół