Mało miodu na Suwalszczyźnie
Ostatnie dwa sezony nie rozpieszczały pszczelarzy. Tegoroczne zbiory też mogą być dalekie od ideału.
Herb – Sokółka |
Średnio z jednego ula wybiera się w sezonie ok. 12 kilogramów miodu.
W tym roku niektórzy właściciele pasiek z okolic Sokółki pozyskali od
jednej pszczelej rodziny zaledwie po 5 kilogramów tego produktu.
– Nie jest to jednak żadna norma. Jedni skarżą się na słabe zbiory, natomiast niektórzy zbierają więcej miodu niż w latach poprzednich – mówi Józef Zajkowski, bartnik sokólski. Razem z synem Wojciechem prowadzi on jedną z największych pasiek na Podlasiu. Obecnie Zajkowscy mają prawie 600 uli.
Chemia szkodzi pszczołom
Efekty miodobrania zależą od kilku czynników. Przede wszystkim dużą rolę odgrywa pogoda.
–
W tym roku mamy niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne. Zbyt mokra
aura przeszkadza nie tylko ludziom, ale również pszczołom. Ciągłe
deszcze połączone z chłodnymi nocami nie sprzyjają nektarowaniu –
wyjaśnił Józef Zajkowski.
Innym wrogiem pszczół
są powszechnie stosowane przez rolników środki ochrony roślin. – Żyjemy
w czasach, kiedy chemia opanowała niemal wszystkie dziedziny życia.
Organizm ludzki radzi z nią sobie coraz gorzej. A przecież pszczoła jest
znacznie bardziej delikatna niż człowiek. Nie ma zatem możliwości, aby
chemia nie zaszkodziła mieszkańcom naszych pasiek – dodaje bartnik
sokólski.
Zarówno warunki atmosferyczne, jak też nagminnie stosowane sztuczne nawozy, mają ogromny wpływ na kondycję pszczół.
–
Czasami sezon zapowiada się bardzo dobrze. Piękna wiosenna aura nie
idzie jednak w parze z wysokimi zbiorami. Okazuje się chociażby, że
pszczoły źle przezimowały i nie mają siły zbierać nektaru – mówi nasz
rozmówca.
Miodów zaczyna brakować
Od kilku lat
właściciele pasiek muszą zmagać się jeszcze z jednym problemem, a
mianowicie: chorobą pszczół zwaną nosemozą. Zarażone nią owady trudno
uratować.
– Do mojej pasieki nosemoza na szczęście nie dotarła, ale cały czas trzeba mieć się na baczności – dodaje Józef Zajkowski.
Tegoroczne
miodobranie na północnym wschodzie Polski w zasadzie dobiegło już
końca. Ceny miodów są bardzo porównywalne z tymi z 2010 roku. Za słoik o
wadze 1,30 kg trzeba zapłacić ok. 30 zł. Znacznie droższy jest miód spadziowy, za który pszczelarze inkasują po 50 zł. Prawdziwym rarytasem
jest natomiast miód wrzosowy, wyceniany na 65 zł.
– Ogólnie
pszczelarze narzekają, że miodów jest mniej niż powinno być. Dlatego
musimy liczyć się z ewentualnością, że cena tego produktu zacznie
rosnąć. Takie jest prawo rynku – podkreśla pan Józef z Sokółki.
W 2010 roku braki – w miarę możliwości – były uzupełniane miodami wielokwiatowymi. Podobnie rzecz się miała przed rokiem.
Na zjazd do Argentyny
– Zawsze powtarzam, że każdy miód jest dobry – przyznaje bartnik sokólski.
Coraz
częściej zdarzają się jednak klienci, którzy szukają czegoś
szczególnego. Ogólnym uznaniem cieszy się wspomniany już miód wrzosowy.
–
Ludzie chcą też poznać inne smaki. Żeby sprostać ich wymaganiom,
wprowadziliśmy do swojej oferty takie nowości jak miód z dodatkiem
cynamonu i wanilii oraz mieszankę z imbirem – wylicza Józef Zajkowski.
Wszystkie
kwestie związane z prowadzeniem pasieki, miodobraniem i tego typu
zagadnieniami będą omawiane podczas Światowego Zjazdu Pszczelarzy
„Apimondia Pszczelarska”, który odbędzie się w Argentynie na przełomie
września i października br. Wśród jego uczestników będzie też sokólski
bartnik.
Źródło: Mało miodu na Suwalszczyźnie