Królestwo pszczół

Kolejna wyprawa szlakiem miodu i wina. – Zaczynaliśmy od sześciu uli, dziś mamy około 2 tysięcy – mówią Iwona i Remigiusz Dutkowiakowie, których miody zna cała Polska. Do ich gospodarstwa w Sulęcinie przyjeżdża wiele osób. Tak jak do zagrody młyńskiej w Bogdańcu. Co łączy te miejsca? Są wyjątkowe!

Ule Dutkowiaków stoją w 30 różnych miejscach: przy domu, w Ujściu Warty, w sąsiednich powiatach, a nawet na Podbeskidziu. Powędrowały w góry dla spadzi iglastej, z której sulęcińskie pszczoły wytwarzają smakowity i poszukiwany miód. Ich gospodarstwo jest jednym z największych w Polsce. W dobrym roku pozyskują do 70 ton miodów rocznie.

Przeróżnych: tych dobrze znanych, na produkcji których wychodzi się najlepiej, czyli rzepakowych i akacjowych, i tych rzadkich – z mniszka lekarskiego, wrzosu czy z bławatków. – Cena tych drugich miodów musiałaby być kilkukrotnie wyższa, ale kto to zapłaci? – pyta pan Remigiusz. – W Polsce rynek miodu nie dorósł jeszcze do tego, żeby produkt wybitny kosztował tyle, ile powinien – dodaje. Miód porównuje często do wina.

- Za butelkę wina można zapłacić 5 zł i kilka tysięcy. Jeśli chodzi o miód takiej świadomości jeszcze wśród konsumentów nie ma – mówi. Mimo to, Dutkowiakowie w swojej ofercie mają rzadkie miody, bo podkreślają, że najlepszą zapłatą jest dla nich to, jak dzwoni konsument i mówi, że produkują najlepszy miód w Polsce.

- I nie są to pojedyncze przypadki – cieszą się. Natychmiast częstują też mnie swoimi rarytasami. Od aromatu miodu wrzosowego aż kręci w nosie, herbata z miodem z bławatka czy łąkowym z Ujścia Warty smakuje wybornie, a spadziowy to niebo w gębie. W dodatku wszystkie są niesamowicie zdrowe.

O jakości miodu decyduje ilość zawartych w nim enzymów. – Bo tak naprawdę cenimy miód za enzymy, które wniosły pszczoły ze swoich organizmów – wyjaśnia pan Remigiusz. – Pszczoła przerabiając nektar cały czas „pompuje” do niego enzymy – opowiada. Dodaje jednak, że obszar miodu nie jest do końca przebadany. – Informacje o właściwościach poszczególnych miodów czerpiemy z wiedzy zielarskiej – mówi.

- Wiadomo, że miód z mniszka jest dobry na wątrobę, rzepakowy na serce, akacjowy na problemy układu pokarmowego i górne drogi oddechowe, lipowy na przeziębienia, wrzosowy na nerki i prostatę, spadziowy na płuca, bo ma olejki eteryczne z jodły, a gryczany na serce i układ krążenia – wylicza. – Ale jak klient mnie pyta: który miód najlepszy, który miód na co? Odpowiadam, że najlepszy, to jest na bułeczkę – żartuje.

Dziś jest znawcą pszczół, choć wszystkiego uczył się od początku. Studiował budowę maszyn, jednocześnie uprawiając strzelectwo sportowe. Był nawet w kadrze Polski i kadrze olimpijskiej. Kiedy w latach 80. skończyły się czasy zawodowego sportu wiedział, że musi poszukać sobie takiego zajęcia, żeby pogodzić sportową pasję i pracę zawodową.

Pasiekę miał teść, drugą bardziej profesjonalną – kolega. – Stwierdziłem, że w tej dziedzinie jest sporo do zrobienia, bo pszczelarstwo w czasach, kiedy zaczynaliśmy było najbardziej zaniedbana dziedziną rolnictwa – wspomina. Sportowy duch nie opuszcza go do dziś. – Często mówię chłopakom, że musimy pracować jak w sporcie.

Bo jak wiadomo, że będzie dobry pożytek akacjowy to trzeba pszczoły przygotować i poprowadzić jak zawodnika na olimpiadę. Sprawić między innymi, żeby w odpowiednim momencie były w nastroju roboczym, a nie rojowym – mówi. Jak można wpływać na nastroje pszczół? – Osłabia się je, czyli m.in. zabiera część pszczół z ula, szczególnie młodą pszczołę, która prowokuje do rojenia – opowiada pan Remigiusz.

- Nigdy nie sądziłam, że zajmiemy się pszczołami – przyznaje pani Iwona, z zawodu zootechnik. – Miałam z dzieciństwa jedynie złe doświadczenia, bo pszczoły ciągle nas na podwórku żądliły – wspomina. – Dzisiaj już wiemy, że agresja u pszczół jest dziedziczna i można je na tę cechę selekcjonować.

W amatorskich pasiekach nie robiono tego kiedyś, a tak naprawdę w wielu nie robi się do dziś. Po latach prób i obserwacji udało nam się uzyskać pszczołę w miarę łagodną, przystosowaną do warunków naszego klimatu. Hodowane przez nas matki rasy Carnica z programu krzyżowniczego pod nazwą MDZ znajdują odbiorców z wielu rejonów Polski – mówi.

Dodaje też, że w tej chwili przy pszczołach pracują przede wszystkim mąż i syn Michał, absolwent biotechnologii. Ona zajęła się sprawami handlowymi, kontaktami z klientami, prowadzeniem biura, bo przecież nie licząc 100 milionowej armii pszczół, mają dziewięciu pracowników, ich miody sprzedają się w wielu miastach Polski, prowadzą też przydomowy sklep.

Z Sulęcina jadę do Bogdańca. Celem jest XIX-wieczna zagroda młyńska, z której słynie ta podgorzowska wieś. Jest częścią Muzeum Kultury i Techniki Wiejskiej. Mirosław Pecuch, kierownik oddziału etnografii Muzeum Lubuskiego w Gorzowie, który jest tu szefem, swoimi opowieściami sprawia, że natychmiast ma się ochotę zostać tu na dłużej. – Zagroda leży w bardzo urokliwym miejscu, nad rzeką Bogdanką, na skraju wzgórz, które z powodu różnic wysokości sprawiają, że jest to bardzo malownicze miejsce – mówi.

Muzeum to trzy zabytkowe obiekty: szachulcowy młyn z 1826 roku, najstarszy w Bogdańcu, budynek gospodarczy i wozownia. W młynie można zwiedzić m.in. mieszkanie dawnego właściciela. A, że młynarz należał kiedyś do wiejskiej elity finansowej, to i jego dom był bogaty. M. Pecuch prowadzi mnie do jednego z pokoi, w którym stoi piękne weselne krzesło z początku XIX wieku.

Jest na nim wyrzeźbione nazwisko: Anna Katerina Schmit. – Nie wiadomo, kim była, ale pamięć o niej przetrwała w krześle – żartuje M. Pecuch. Uwagę w tym mieszkaniu zwraca też m.in. toaletka z marmurowym blatem oraz secesyjny żyrandol naftowo-świecowy.

Wycieczkę do muzeum można połączyć ze zwiedzaniem okolicy. Obok muzeum przebiega leśna ścieżka edukacyjna prowadząca przez Rezerwat Przyrody Bogdaniec III, pagórkowaty teren morenowy ze stromymi zboczami i kotlinkami, które porasta las dębowo grabowy z domieszką buka. W oddalonych o 6 km Stanowicach stoi XV-wieczny kościółek i piekny, stary pałac.

- Warto też wybrać się na wyspę młyńską – radzi szef zagrody w Bogdańcu. – Można tam rozpalić ognisko, wsłuchać się w szum wodospadu i wyobrazić sobie, jak to było w czasach, gdy młyn zasilany był wodą…

Beata Bielecka
95 758 07 61
bbielecka@gazetalubuska.pl

Źródło: Gazeta Lubuska



Źródło: Królestwo pszczół


Podobne wiadomosci:

  • Znawcy grzybów walczą o własne królestwo
  • Masowe wymieranie pszczół. W Polsce co sekundę ginie 105 pszczół
  • Wyrok TSUE w sprawie oliwy z oliwek
  • Skomentuj:

    You must be logged in to post a comment.

    skanowanie w lublinie skanowanie lublin skanowanie Lublin serwis niszczarek lublin niszczarki lublin naprawa niszczarek lublin tanie ksero lublin tanie ksero lublin szybki druk wysokonakładowy wydruki lublin centrum tanie wydruki lublin wielkoformatowe format