Z pszczółkami jadę na bobik
Nie mniszkowy, lipowy czy gryczany, a miód bobikowy był odkryciem tegorocznej Biesiady Miodowej w Tykocinie. Bardzo słodki, bardzo żółty, a pod światło – o zielonkawej poświacie.
W ciepłą sierpniową sobotę i niedzielę pszczelarze zjechali do malowniczego Tykocina. Można było kupić nie tylko miody, ale i wspaniałe suszone i wędzone wędliny (również z litewskiego Mariampola), chleby, sękacze, wyroby rzemieślnicze, posłuchać muzyki, nie tylko biesiadnej. W tym roku miody podrożały blisko o 15 procent. Powód – mokry maj. Zaszkodziła też zima, której w wielu pasiekach nie przetrwała nawet połowa pszczół. W ub. r. litr miodu, w zależności od rodzaju, kosztował średnio 25-30 zł, w tym – nawet 35 zł.
Pojawiły się smakowe nowinki – np. miód bobikowy, który na biesiadę przywiózł Piotr Olesiuk z Hajnówki – emerytowany wojskowy w stopniu podpułkownika, właściciel Pasieki u Toma, z tytułem mistrza pszczelarza, po egzaminie państwowym w Pszczelej Górze. W ub.r. na Biesiadzie w Kurowie miód z jego pasieki zdobył Nagrodę Publiczności.
Rozmowa o miodzie
Monika Żmijewska: Skąd pan wziął bobikowy miód?
Piotr Olesiuk: W tym roku po raz pierwszy pozyskałem go z kwiatu bobiku. Moja pasieka, a mam wędrowną, stała na 60 hektarach rzepaku, posianego przez spółdzielnię produkcyjną. Dookoła nic, pustynia, jeśli chodzi o inny materiał do użytku dla pszczół. W tym roku po zimie nie wzeszło gdzieś około 20 hektarów tego rzepaku. Po przekwitnięciu pierwszej części uprawy na tej drugiej właściciele posiali bobik. Ja akurat pasieki stamtąd nie zabierałem, zostawiłem i zacząłem obserwować pszczoły. Okazało się, że na bobikowy kwiat latały bardzo pięknie. Po sześciu tygodniach stwierdziłem, że jest bardzo piękny miód. Dla mnie to też duże wyzwanie, choć nowość nie aż taka ogromna. W rejonie Lublina pszczelarze mają jako produkt regionalny zarejestrowany miód fasolowy. A bobik jest troszkę do fasoli podobny – to roślina strączkowa, uprawiana przez rolników na paszę zieloną. Tutaj jednak to może być odkrycie, bo charakter upraw się u nas zmienia. Z tego co wiem, bobik uprawiany jest od trzech lat. Oby dla pszczelarzy tego bobiku było uprawianego jak najwięcej, bo jest to roślina miododajna.
Od kiedy pan jest pszczelarzem?
– Od pięciu lat. Zająłem się tym po przejściu na emeryturę. Wcześniej pracowałem jako wojskowy w regionie, m.in. w Hajnówce, Bielsku Podlaskim i Czerwonym Borze. Uważam, że emeryci nie powinni blokować etatów i jeśli chcą dalej pracować – zająć się własną inicjatywą. Mnie zainteresowało pszczelarstwo. Taki drobny powrót do korzeni: mój dziadek i dziadek mojej żony byli pszczelarzami. Pomaga mi żona, czasem synowie. Teraz prowadzę stupniową pasiekę, czyli sto uli, sto pni. W pierwszym roku zaczynałem od pięciu uli. W drugim miałem 40, w trzecim sto.
Źródło: Z pszczółkami jadę na bobik