Nie da się mówić o górach…



Nie da się mówić o górach nie poruszając kilku spraw najważniejszych.
Po pierwsze – i najważniejsze – nie da się mówić o górach nie poruszając tematu śmierci, która definiuje góry tak jak morze – przekraczając nieoznakowaną najczęściej granicę człowiek znajduje się w przestrzeni, w której   praktycznie jeden krok może decydować o tym, czy wyjdziemy cało i wrócimy. 
To właśnie nazywa się „Panem Janem” i tyloma innymi imionami, które znamy i badamy. A przecież nie o nazwę tu chodzi, jeno o to, że jeden krok, jeden kroczek, dzieli w górach wszystko od niczego. Wychodząc nigdy nie wiemy, czy wrócimy, jak żeglarz wyruszający w morze, jak chłopiec z karabinem wybiegający zza barykady w Śródmieściu…
Będąc w górach znajdujemy się w przestrzeni absolutnej, gdzie świat ludzki i jego interwencje zredukowany zostaje prawie do zera – jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.
Świadomość śmierci towarzyszy nam w górach nieustannie, co wiedzie do kwestii drugiej – gór jako przestrzeni z definicji nie tylko hierofanicznej – co wiemy od dawna – ale psychedelicznej
W górach dwuwymiarowy świat w jakim przeważnie żyjemy nabiera nagle głębi, jaką porównać można ze stanem po komunii z enteogenem. 
Ciśnienie, temperatura, stan psychiczny i warunki zewnętrzne zmieniają się wykładniczo ze wzrostem wysokości nad poziomem morza, tak że to, co z dołu prezentować się może jako cel wycieczki, na górze jawi się już jako życiowa próba, egzamin karmiczny, objawienie, wgląd – jakkolwiek to nazwać wszedłszy na górę człowiek jest już zasadniczo inny niż przedtem.
Świadomość śmierci – w świecie „dolnym” maksymalnie skrywana, zaklinana i wypierana – tutaj obecna jest praktycznie w każdej sekundzie – sprawiając, że człowiek nabiera nagle Uważności, znajduje się więc w stanie, do którego dążą wszelkie systemy medytacyjne. 
W górach, by użyć terminologii Uspieńskiego, człowiek zaczyna pamiętać siebie.
Po trzecie i nie mniej ważne, nie da się mówić o górach bez mówienia o pierwotnej religii, co – kwestia kluczowa – oznacza mówienie o enteogenach.
Ten jeden czynnik wprowadzony PRAKTYCZNIE do arche(o)nautyki, jaką uprawiamy, pozwoliłbym nam zrozumieć więcej o „mitycznach postaciach na górskim szlaku” niż tomy najbardziej ezoterycznych ksiąg.
Nie mamy powodu przypuszczać, że na tej ziemi globalna tradycja enteogenicznej religii nie była obecna. Należałoby wręcz stwierdzić – którego to stwierdzenia brakuje w tradycyjnej historiografii i religioznawstwie głównego nurtu – że NIE MA religii bez takiego czy innego enteogenu, czy to będzie wino Greków, konopie Sarmatów, muchomor Syberyjczyków, liana mieszkańców Amazonii, fajka Indian czy kocioł izerskiej czarownicy – enteogen jest tym, co sprawia, że religia w ogóle JEST. W przeciwnym razie dostajemy to, co większość religii oferuje dzisiaj: słowa, słowa, słowa…
Tymczasem kanał do egregoru jest – dosłownie – w zasięgu ręki. Wiedzą o tym do dzisiaj Laboranci…
Najwyższa praktyka: enteogeniczna komunia na czubku góry.
Tylko ty, enteogeon i To.

Źródło: Nie da się mówić o górach…


Podobne wiadomosci:

  • Podróżnicy w Górach Olbrzymich
  • Rehabilitacja? Tylko w górach!
  • Weekend w Górach
  • Skomentuj:

    You must be logged in to post a comment.

    skanowanie Lublin skanowanie lublin serwis ekspresów do kawy warszawa skanowanie kolor lublin skanowanie lublin wielki format skan wielki format w lublinie skanowanie lublin skanowanie dokumentów lublin