GMO – lobbing, wiara i polityczna wola
Pisze Pani, że „społeczna ocena technologii GMO staje się
ostatecznie bardziej kwestią przekonań i wiary, niż rzeczywistej wiedzy i
oceny faktów”. Czy rzeczywiście tak trudna jest rzetelna ocena i
analiza GMO?
Dr hab. Katarzyna Lisowska: Zacznijmy od pewnych
uściśleń. Technologia GMO może być stosowana w odniesieniu do
mikroorganizmów (zwykle dla celów przemysłu czy farmacji) i to nie budzi
większych kontrowersji, bo takie GMO znajdują się w obiegu zamkniętym i
nie wydostają do środowiska. Wątpliwości zaczynają się wówczas, gdy
modyfikacje genetyczne dotyczą roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych -
po pierwsze dlatego, że GMO wkracza do produkcji żywności, po drugie
zaś produkcja ta odbywa się w środowisku naturalnym. Obawy dotyczą więc
zarówno bezpieczeństwa zdrowotnego, jak i zagrożeń środowiskowych.
Trzeba też pamiętać, że Polska stoi obecnie w przededniu nowelizacji
przepisów – parlament ma wkrótce zadecydować, czy będzie wolno na
naszych polach uprawiać GMO, czy nie. Dlatego proponuję, aby w naszej
rozmowie skupić się na kontrowersjach dotyczących GMO w rolnictwie. Nie
ma bowiem sensu rozwodzić się nad dobrze znanym i nie budzącym
kontrowersji faktem, że GM bakterie są wykorzystywane do produkcji
szczepionek, insuliny itp.
Pytanie brzmi, czy trudna jest rzetelna ocena GMO? To rzeczywiście
trudny problem, bardzo złożony i wieloaspektowy. Pierwszy kłopot dotyczy
przekazu informacji – proszę mi wierzyć, bo od kilku lat ćwiczę
mówienie o GMO w sposób prosty i zrozumiały dla przeciętnego odbiorcy.
Pracuję naukowo jako biolog molekularny – to jest dziedzina, która wciąż
się rozwija i komplikuje. Tymczasem przeciętny konsument, urzędnik czy
nawet poseł – pamięta jedynie co nieco z lekcji przyrody sprzed lat.
Trudno zatem takiemu odbiorcy tłumaczyć w szczegółach różne aspekty
techniczne modyfikacji genetycznych, możliwe skutki uboczne takiej czy
innej metody wprowadzania obcego genu do komórki czy zjawisko poziomego
transferu genów. Ten fakt wykorzystują utytułowani zwolennicy
technologii GMO, którzy bez wchodzenia w szczegóły, swoim profesorskim
autorytetem usiłują przekonać społeczeństwo do absolutnego
bezpieczeństwa żywności i upraw GMO. Oni nie tłumaczą, nie wyjaśniają,
tylko przekonują. Znam przypadek profesora, który zjadł przed kamerą GM
roślinę, aby przekonać telewidzów do jej bezpieczeństwa. Co to ma
wspólnego z nauką? Nic! To było raczej „wyznanie wiary” w nieszkodliwość
GMO, ale nie żaden dowód!
Staram się zawsze wyjaśniać, jakie są potencjalne i udowodnione
zagrożenia, w tym również takie, które nie wiążą się bezpośrednio z samą
modyfikacją genetyczną, ale są konsekwencją technologii upraw GMO. Na
przykład odmiany Roundup Ready są spryskiwane herbicydem Roundup, który
jest toksyczny i szkodliwość tak wyprodukowanej żywności wiąże się z
pozostałościami Roundupu, a niekoniecznie z „obcym” genem. Staram się
informować, nie straszyć. Mówię też zawsze o negatywnych aspektach
społecznych i ekonomicznych, jakie towarzyszą patentowaniu nasion,
hegemonii korporacji itp. Mając taką wiedzę, świadomy konsument wybierze
w sklepie żywność pochodzącą z upraw tradycyjnych i będzie miał
poczucie, że robi to dla swojego zdrowia i dla dobra tradycyjnych
rolników, lokalnych społeczności etc.
Dlaczego ludzkość decyduje się na eksperymenty genetyczne? Co wydaje się motorem napędzającym działania w tym kierunku?
Poznanie molekularnych mechanizmów dziedziczenia, rozwój biologii
molekularnej i możliwości, jakie stwarza tzw. inżynieria genetyczna, to
wielkie osiągnięcia nauki w ostatnim stuleciu. Te odkrycia podsyciły
nadzieje, że zbliżamy się do rozwiązania zagadki życia i że wkrótce
zyskamy narzędzia, aby naturę poprawiać i naginać do naszych potrzeb.
Jednak natura znów dała nam prztyczka w nos, bo po chwili przekonaliśmy
się, że nasza wiedza wciąż jest niepełna i niewystarczająca. Nie wszyscy
jednak potrafią przyjąć taką lekcję z pokorą. Zawsze znajdą się
naukowcy, którzy będą brnąć dalej w ślepy zaułek, pełni wiary w swoje
możliwości. Zawsze też znajdą się tacy, którzy wietrząc dobry interes
pójdą w tym kierunku. I tak została sztucznie wykreowana potrzeba
zastosowania GMO w rolnictwie – jako zbawcza technologia przyszłości,
która pozwoli wykarmić rosnącą populację światową, bo jest rzekomo
bardziej wydajna i opłacalna. W rzeczywistości, za tymi pięknymi hasłami
kryje się wielki biznes, wykorzystujący prawo patentowe, ściśle
uzależniający rolnika od umów licencyjnych i swoich produktów, a hasła
humanitarne i troskę o środowisko traktujący jako mechanizmy
marketingowe.
Jakie najważniejsze argumenty za GMO wysuwają środowiska biotechnologiczne?
Jak wspomniałam, koronnym argumentem ma być walka z nieszczęściem
głodu na świecie, a także pomoc drobnym rolnikom w krajach trzeciego
świata. Słyszy się także, że odmiany GMO to przyszłość, bo będą mogły
być z powodzeniem uprawiane w warunkach zmian klimatycznych – jako
bardziej odporne na suszę, chłód, zasolenie gleby itp. Kolejne hasło
głosi, że uprawy GMO są bardziej ekologiczne niż tradycyjne rolnictwo.
Tymczasem praktyka wskazuje, że te piękne hasła można w większości
włożyć między bajki.
Opublikowany w 2010 roku raport Amerykańskiej Akademii Nauk stwierdza
wyraźnie, że uprawy GMO nie są bardziej opłacalne niż tradycyjne, bo GM
ziarno jest droższe. Pojawia się jednak argument, że rolnik zyskuje, bo
uprawa jest mniej pracochłonna. Rzeczywiście, w uprawach GM roślin
produkujących naturalny pestycyd – bakteryjną toksynę Bt (np. kukurydza
MON810) nie trzeba wykonywać oprysków pestycydami. Z kolei w uprawach
typu RR (Roundup Ready, czyli odpornych na herbicyd) można zrezygnować z
głębokiej orki jako metody zwalczania chwastów, bo w zamian stosuje się
opryski Roundupem.
Rezygnacja z oprysków pestycydami i z głębokiej orki, jako
powodującej erozję gleb, są przedstawiane jako proekologiczny aspekt
upraw GMO. Należy jednak pamiętać, że toksyna Bt produkowana przez
rośliny GMO, to także pestycyd. Jej wpływ na pożyteczne owady jest
niejasny – są sygnały, że jest szkodliwa dla larw motyli, biedronek oraz
być może dla pszczół. Z kolei nadużywanie herbicydów typu Roundup
doprowadziło do rozwoju chwastów odpornych na ten środek, które stają
się poważnym problemem, także ekonomicznym. Wspomniany raport
amerykański podkreśla więc, że zalety upraw GMO nie są trwałe i w
obliczu plagi tzw. superchwastów mogą całkowicie zniknąć.
W raporcie zaznaczono też wyraźnie, że przemysł biotechnologiczny nie
jest zainteresowany komercjalizacją takich GM odmian, które byłyby
odporne na suszę, zasolenie gleby, chłód itp. – ze względu na ich
„niedostateczny potencjał marketingowy”. Zatem, choć zwolennicy GMO
stale o nich mówią, to w rzeczywistości takich zbawiennych odmian GMO
nie ma w uprawie!
Zastosowanie GMO miało też przynieść obniżenie zużycia pestycydów w
rolnictwie. Przeczy temu raport Charlesa Benbrooka, podsumowujący 13 lat
stosowania technologii GMO w rolnictwie amerykańskim. W oparciu o
oficjalne dane amerykańskiego Departamentu Rolnictwa raport wylicza
znaczący wzrost zużycia glifosatu (Roundup), przy równoczesnym spadku
zużycia innych herbicydów, przy czym łączne zużycie zaczyna wykazywać
tendencję wzrostową.
Jakie są najpoważniejsze skutki stosowania GM dla ludzi i środowiska?
Jeżeli chodzi o zagrożenia zdrowotne, to jest tu wiele niejasności.
Jako biolog molekularny, który ma doświadczenie w badaniach z użyciem
GMO, zawsze podkreślam, że techniki inżynierii genetycznej są dalekie od
precyzji. To nie jest tak, jak w klasycznej inżynierii, gdzie możemy
obliczyć parametry konstrukcji mostu i mieć absolutną pewność, że ten
most wytrzyma założone obciążenie. Inżynieria genetyczna próbuje
modyfikować żywe organizmy, a one mają swoje sposoby, aby się przed tym
bronić. Z własnej obserwacji wiem, że każda mysz transgeniczna, do
której wprowadzono ten sam obcy gen – ma inne cechy. W zależności od
tego, gdzie taki gen się wbuduje, jego funkcja może przejawiać się
inaczej, bo jest modyfikowana przez otoczenie. Również konstrukt genowy,
który wprowadzamy do żywej komórki, może modyfikować działanie
sąsiednich sekwencji.
W transgenicznych roślinach powstaje wiele nowych, nieplanowanych
produktów (cząsteczek RNA, białek), które mogą mieć cechy alergenów,
toksyn czy substancji antyodżywczych. Tego nikt nie bada zbyt
szczegółowo przed dopuszczeniem nowych odmian GMO na rynek. A to tylko
jeden aspekt potencjalnych zagrożeń zdrowotnych. Jest jeszcze kwestia
obecności sekwencji wirusowych czy genów oporności na antybiotyki w
konstruktach DNA. Jest niewyjaśniony problem bezpieczeństwa spożywania
toksyny Bt przez ludzi (u myszy znaleziono w jelicie receptory dla
toksyny Bt) i rosnąca ilość dowodów na szkodliwość śladowych resztek
Roundupu w żywności.
Są też zastrzeżenia do metod oceny bezpieczeństwa żywności GMO przez
takie instytucje jak FDA i EFSA, w których pracuje wiele osób
powiązanych z przemysłem biotechnologicznym, i które wykazują daleko
posunięty liberalizm w kwestii autoryzacji GMO. Słyszy się często, że
Amerykanie od lat jedzą GMO i „nic się nie dzieje”. Mało kto jednak wie,
że w USA nie znakuje się GM żywności – nie ma więc możliwości wykonania
badań porównawczych, nie ma zatem żadnych dowodów, że ta żywność nie
szkodzi. Równie dobrze można sądzić, że jest ona jedną z przyczyn
nasilenia plagi chorób cywilizacyjnych w USA.
Nawet więc jeżeli nie udowodniono dotąd ostrej toksyczności GM
produktów, to z pewnością żywność ta nie zalicza się do zdrowej
żywności. A odległe efekty jej spożywania poznamy po latach. Może się
okazać, że będzie tak, jak w przypadku DDT czy papierosów, których
producenci przez lata zapewniali o ich bezpieczeństwie.
Co i jak jest modyfikowane oraz jakie GMO można znaleźć na talerzu
Wbrew powszechnym wyobrażeniom, asortyment
modyfikowanych genetycznie zbóż uprawnych jest raczej skromny. Światowe
areały upraw GMO to niemal wyłącznie cztery rośliny: soja, kukurydza,
rzepak i bawełna. Wbrew rozpowszechnionym opiniom, nie znajdziemy na
straganie GM truskawek czy pomidorów!
Ponad 90% uprawianych obecnie na świecie odmian GMO
zawiera jedynie dwa rodzaje modyfikacji genetycznych, z których jedna
powoduje odporność na herbicyd, a druga – zdolność syntezy naturalnego
środka owadobójczego – bakteryjnej toksyny Bt. Rośliny pierwszego typu
są oznaczane jako HR (herbicide resistant). Najczęstszą marką handlową
roślin HR są odmiany Roundup Ready (RR), produkowane przez firmę
Monsanto. Są one odporne na herbicyd Roundup, produkt tej samej firmy.
Modyfikacja ta pozwala stosować opryski herbicydowe w czasie sezonu
wegetacyjnego – chwasty giną, a uprawy GMO tolerują herbicyd. Toksyczne
pozostałości herbicydu są obecne w zebranym ziarnie.
GM odmiany roślin odpornych na suszę i inne zmiany
klimatyczne, mogące rosnąć na glebach zasolonych – wciąż pozostają w
sferze badań laboratoryjnych i funkcjonują raczej jako chwytliwe hasła
marketingowe („GMO nakarmi głodujących w krajach trzeciego świata”),
niż jako rzeczywistość.
GM soja w większości przeznaczana jest na cele paszowe,
zaś kukurydza – głównie na pasze i biopaliwa, a rzepak do produkcji
olejów jadalnych i na biopaliwa. W Polsce możemy się zetknąć z GM soją
obecną w wyrobach sojowych (potrawy wegetariańskie, mleko sojowe) i
dodatkach (białko sojowe w wędlinach, lecytyna sojowa w czekoladzie).
Większość kukurydzy w Polsce pochodzi z importu z Węgier, gdzie
obowiązuje zakaz upraw GMO. Amerykańskie wyroby (płatki kukurydziane,
przekąski etc.) oraz oleje rzepakowy i kukurydziany mogą zawierać GMO.
W Europie wolno uprawiać jedynie dwie rośliny GMO:
kukurydzę MON 810 (Monsanto) i ziemniak Amflora (BASF). Jednak wiele
krajów UE oraz Szwajcaria zakazały tych upraw.
Z kolei zagrożenia środowiskowe dotyczą zaburzenia łańcuchów
pokarmowych w ekosystemach rolniczych oraz w glebie i w wodach – tam,
gdzie stosowana jest technologia upraw zbóż GM, a także zanieczyszczenie
tradycyjnych upraw domieszką GM, „ucieczki transgenów” do dzikich
ekosystemów (krzyżowa hybrydyzacja z gatunkami dzikimi), powstawanie
chwastów odpornych na herbicydy („superchwasty”) i szkodników
uodpornionych na toksynę Bt. W uprawach odpornych na herbicyd (np.
Roundup Ready) obserwuje się naruszenie łańcuchów pokarmowych: zanik
chwastów powoduje ginięcie owadów (żywiących się ich nektarem) i ptaków
(żywiących się nasionami chwastów oraz owadami). Z kolei kumulacja
toksyn Bt w glebie powoduje jej sterylizację, a w następstwie jałowienie
i niekorzystne zmiany jej struktury.
Terror korporacyjny i patentowanie roślin wydają się być
największymi zagrożeniami dla społeczeństw. Jak to wygląda w przypadku
Stanów Zjednoczonych i Europy?
Na początku lat 90. firma Monsanto urządzała pokazy technologii upraw
Roundup Ready: opryskiwano zagon kukurydzy Roundupem, potem serwowano
poczęstunek, a potem rolnicy obserwowali, jak chwasty giną na ich
oczach, podczas gdy GM kukurydza pozostaje nietknięta. To robiło
kolosalne wrażenie i akceptacja tej technologii była początkowo wielka.
Potem przyszły procesy sądowe i kary finansowe dla rolników, którzy
złamali zapisy umowy licencyjnej. Umowy te zmuszają nie tylko do
corocznego zakupu nowego ziarna siewnego, ale także środków ochrony
roślin oferowanych przez tę samą firmę. Przykładowo, w 2003 roku
Monsanto zarobiło 1,6 miliarda na sprzedaży ziarna GM i aż 3,1 miliarda
USD na sprzedaży pestycydów! W okresie do roku 2007 Monsanto złożyło w
sądach ponad 112 pozwów przeciw 372 rolnikom i 49 drobnym
przedsiębiorstwom rolnym o łamanie praw patentowych. Wyroki w 57
wygranych sprawach przyniosły Monsanto łącznie ponad 21,5 mln USD.
Średni wyrok opiewał na ok. 385 tys. dolarów. Trudno oszacować, ile z
tych spraw było niezawinionych przez rolników, tak jak w przypadku
głośnej sprawy Percy’ego Schmeisera, który nigdy nie siał GM rzepaku, a
jego pola zostały zanieczyszczone transgenicznym ziarnem przywianym z
pól sąsiadów.
Potem przyszły bankructwa drobnych rolników
uprawiających bawełnę w Indiach, którzy zadłużyli się, aby kupić drogie
GM ziarno i zebrali marne plony. Nastąpiła latyfundyzacja i rugowanie z
ziemi drobnych rolników w krajach Ameryki Południowej. W efekcie dokonał
się wzrost świadomości społecznej i konsolidacja ruchów anty-GMO.
Jednak na półkuli zachodniej, gdzie tę technologię upowszechniono
najwcześniej, pewne procesy są już zapewne nieodwracalne. Prawdopodobnie
cały materiał siewny tradycyjnych odmian rzepaku w USA i Kanadzie jest
zanieczyszczony domieszką GMO. Tradycyjny materiał siewny soi i
kukurydzy czy sadzeniaki buraków cukrowych, są niemal niedostępne w
sklepach nasiennych.
Inaczej jest w Europie, której unijne prawodawstwo
bardzo poważnie traktuje zasadę przezorności i która dotąd dość
skutecznie opierała się naciskom lobby GMO. Do niedawna jedyną
dopuszczoną do uprawy GM odmianą była kukurydza MON810 z genem Bt
(Monsanto). Wiosną 2010 r. Komisja Europejska nieoczekiwanie, wbrew
społecznym protestom, zalegalizowała ziemniak Amflora (BASF)
przeznaczony dla przemysłu papierniczego. Europa ma wciąż jeszcze
szansę, aby pozostać strefą wolną od GMO. Obecnie zakaz upraw kukurydzy
MON810 obowiązuje w przodujących krajach rolniczych – Francji i
Niemczech, a także w Luksemburgu, Grecji, Austrii, na Węgrzech, w
Bułgarii i we Włoszech. Irlandia oraz Walia prawie w 100% objęte są
strefą wolną od GMO, zaś Anglia w niemal 50%. Także w Szwajcarii
obowiązuje moratorium na uprawy GMO, nałożone w wyniku ogólnokrajowego
referendum. Prawo unijne i przepisy dotyczące wolnego handlu nie
zezwalają na wprowadzanie tego typu zakazów, ale Komisja Europejska nie
jest w stanie przegłosować nałożenia kar ani zmusić krajów członkowskich
do cofnięcia zakazu. W tej patowej sytuacji zaproponowano nowe
regulacje, które pozwolą podejmować krajom członkowskim indywidualne
decyzje w sprawie upraw GMO, a w uzasadnieniu zezwolą powoływać się na
kwestie społeczne czy nawet religijne. Pytanie, czy w Polsce wystarczy
woli politycznej, aby taki indywidualny zakaz wprowadzić? Dotychczasowe
doświadczenia pokazują, że parlamentarzyści tematu nie rozumieją, nie
doceniają jego wagi i łatwo ulegają czarowi korporacyjnego lobbingu.
Na przykładzie GMO widać trudność koegzystencji roślin GM i
odmian tradycyjnych. Te drugie są skutecznie zanieczyszczane. Bardzo
kiepsko to wygląda – skuteczna ochrona przed GM wydaje się w tej
sytuacji prawie nierealna.
Światowy rejestr przypadków kontaminacji tradycyjnych
upraw i żywności zarówno legalnymi, jak i nieautoryzowanymi
(eksperymentalnymi) odmianami GMO notuje rocznie po kilkadziesiąt
przypadków (GMcontaminationregister.org). Skalę problemu pokazuje
przykład Japonii, gdzie nie uprawia się w ogóle odmian GM, a dziko
rosnące rośliny transgenicznego rzepaku znaleziono w pięciu z sześciu
głównych portów i wzdłuż dwóch z czterech badanych poboczy dróg.
Prawdopodobnie zanieczyszczenie pochodzi z importowanych nasion,
zgubionych podczas transportu do zakładów olejarskich. Udokumentowano
także zjawisko krzyżowania się transgenicznego rzepaku (Brassica napus)
ze zdziczałymi populacjami blisko spokrewnionych gatunków, B. rapa i B.
juncea.
Coraz częściej rolnicy dochodzą w sądach odszkodowań za
zanieczyszczenia. Przykładowo, 21 marca br. niemiecki oddział Bayer AG
został obciążony odszkodowaniem w wysokości 136,8 milionów USD dla
rolniczej spółdzielni Riceland Foods z Arkansas, za zanieczyszczenie
przed 4 laty produkowanego przez nich ryżu. Zanieczyszczenie domieszką
GMO spowodowało utratę rynków zbytu i możliwości eksportowych.
W Unii Europejskiej próbuje się bardzo ściśle uregulować zasady
prowadzenia GM upraw w celu ochrony środowiska naturalnego i
tradycyjnych rolników. Warto tu podkreślić, że prowadzone w Polsce
nielegalne uprawy GMO nie spełniają w najmniejszym stopniu tych unijnych
wymagań. Główne zalecane środki zapobiegawcze to czyszczenie maszyn
żniwnych, elewatorów i kontenerów, a także prowadzenie upraw GM w
znacznej odległości od upraw tradycyjnych oraz wysiew odmian zwykłych w
pasach buforowych wokół upraw GM oraz pośrodku (tzw. ostoje dla
zachowania bioróżnorodności i zmniejszenia ryzyka powstawania odporności
u chwastów i szkodników). Koszty przestrzegania tych zaleceń stanowią o
mniejszej opłacalności GM upraw w UE w porównaniu do upraw
tradycyjnych. Jak czytamy w raporcie Komisji Europejskiej z 2006 r.: „w
związku z przyjęciem wytycznych UE dotyczących współistnienia –
zakładających rozdzielenie upraw ekologicznych, tradycyjnych i GM,
szacuje się, że koszty ponoszone przez rolników uprawiających GM
kukurydzę będą wyższe o 84 euro na hektar”.
Ocena rządowego projektu ustawy o GMO
Nie budzą zastrzeżeń proponowane regulacje dotyczące
zamkniętego użycia GMO. W Polsce powinniśmy bowiem promować i rozwijać
biotechnologie oparte o mikroorganizmy. Wybiórczo mogą być wprowadzane -
w systemie zamkniętym – biotechnologie dla pozyskiwania biopreparatów z
transgenicznych roślin i zwierząt, dla potrzeb medycyny.
Autorzy ustawy nie dostrzegają jednak licznych
zagrożeń, jakie wiążą się z uprawami GM, a także nie zdają sobie sprawy z
całej ogromnej logistycznej złożoności swoich propozycji i osadzenia
ich w realiach polskiego rolnictwa i polskich stosunków socjalnych na
wsi.
Poniżej przytoczono trzy najistotniejsze nurty krytyki
projektu nowej ustawy o GMO, pojawiające się w opiniach i stanowiskach,
które wpłynęły do Biura Analiz Sejmowych w 2010 r.
1. Skutki uwalniania GMO do środowiska są
dalekosiężne i nieodwracalne, a równocześnie znacznie groźniejsze od
skutków powodowanych przez jakiekolwiek inne czynniki zagrażające
obecnie bioróżnorodności i jakości środowiska, przy czym rzeczywista
skala zagrożeń pozostaje wciąż nierozpoznana.
2. Koegzystencja upraw GM i tradycyjnych oraz ekologicznych jest de facto
niemożliwa (zbyt wiele nieprzewidywalnych czynników decyduje o
„ucieczce genów”, czyli o niekontrolowanym rozprzestrzenianiu się pyłku
lub nasion) oraz ze względu na rozdrobnioną strukturę agrarną polskiego
rolnictwa; rolnictwo ekologiczne i transgeniczne wykluczają się.
3. Uprawa GMO jest sprzeczna z długofalowym interesem
polskiego rolnictwa i przemysłu spożywczego; dopuszczenie odmian GMO
uderzy w tradycyjny model polskiego rolnictwa, zagrozi konkurencyjnej
pozycji polskiej żywności w UE i może doprowadzić do szybkiego wzrostu
bezrobocia.
Czy „strefy wolne od GMO” rzeczywiście się sprawdzają? Co im najbardziej zagraża?
Strefy wolne od GMO nie zapobiegną zanieczyszczeniu
tradycyjnych upraw ani krzyżowaniu się roślin GM z dziko żyjącymi
roślinami pokrewnymi – natura nie daje się ograniczać biurokratycznymi
przepisami. Jednak strefy wolne od GMO są bardzo ważne jako wyraz woli
mieszkańców, aby kultywować tradycyjne rolnictwo. To może być bardzo
skuteczny mechanizm, np. w Walii nie ma oficjalnego zakazu upraw GMO,
ale niemal 100% powierzchni kraju to strefy wolne od GMO, co daje ten
sam skutek.
Jak według Pani mogą wyglądać najbliższe lata GMO w Polsce i na świecie?
Na całym świecie rośnie społeczny opór przeciwko
technologii GMO w rolnictwie i produkcji żywności. Z drugiej strony
korporacje nie poddają się, a dysponują środkami przekonywania
nieporównanie większymi niż jakiekolwiek organizacje konsumenckie czy
ekologiczne. Koncerny mają ogromny wpływ na media głównego nurtu, w
których nie dopuszcza się materiałów krytycznych o GMO, a lobbyści GMO
zawsze mają tam zielone światło. Do wywierania nacisków wykorzystywane
są międzynarodowe organizacje gospodarcze, takie jak WTO czy dyplomacja
USA, co ujawniły przecieki Wikileaks (cables: 07PARIS4723 – 2010,
09VATICAN119 – 2010, 08MADRID98 – 2010, 09MADRID482 – 2010). Naukowcy,
którzy publikują niepokojące obserwacje dotyczące wpływu GMO na zdrowie,
muszą się liczyć z utratą dobrego imienia w środowisku naukowym, do
czego wykorzystywane są najróżniejsze metody, np. opłacany przez
koncerny „internauta” przedstawiający się jako „naukowiec” prowadzi
celową kampanię deprecjacji takiej publikacji i jej autora. W
charakterze lobbystów występują też pracownicy organów kontrolnych (np.
FDA czy EFSA), a także parlamentarzyści różnych szczebli.
Trzeba pamiętać, że za technologią GMO stoją
potencjalne ogromne zyski. Polska jako jeden z większych krajów
rolniczych UE i blisko 40-milionowy rynek konsumencki, w oczywisty
sposób znajduje się w polu zainteresowania koncernów. Dlatego kształt
nowej ustawy o genetycznie zmodyfikowanych organizmach, kwestia otwarcia
Polski na uprawy GMO i społecznej akceptacji, jest przedmiotem silnego
lobbingu. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie decydenci staną na
wysokości zadania.
W moim najgłębszym przekonaniu, zgodnie z aktualnym stanem
wiedzy, na uprawy polowe roślin GM powinno być nałożone w Polsce
moratorium na okres co najmniej 10 lat. Jest to podyktowane zarówno
względami bezpieczeństwa, jak i troską o interes społeczno-ekonomiczny
polskiego rolnictwa.
Dziękuję za rozmowę.
Dr hab. Katarzyna Lisowska, absolwentka Wydziału
Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach,
profesor w dziale badawczym Instytutu Onkologii w Gliwicach.
Specjalistka w zakresie biologii medycznej. Ma na koncie liczne prace
naukowe oraz wyróżnienia. Została wybrana do Komisji ds. GMO przy
Ministerstwie Środowiska w kadencji 2010-2014 jako przedstawiciel
organizacji ekologicznych.
artykuł został opublikowany w majowym numerze „Dzikiego Życia”
Źródło: GMO – lobbing, wiara i polityczna wola