GMO i chemizacja zabija zapylacze
Choć brzmi to jak teoria spiskowa, na świecie toczy się właśnie wielkie śledztwo. Mnożą się wątki, hipotezy, podejrzani, ale rozwiązania cały czas nie ma. A problem jest dużo większy i bardziej palący niż na przykład ocieplenie klimatu. Na całym świecie w zastraszającym tempie giną pszczoły. W Chorwacji w marcu 2007 roku w ciągu 48 godzin z uli zniknęło pięć milionów tych owadów, w USA ich populacja w ciągu czterech lat spadła o jedną trzecią i po raz pierwszy od 80 lat konieczny był import pszczół z Australii. Z kolei w Niemczech ich liczba w ciągu ostatnich pięciu lat zmniejszyła się prawie o połowę.
W Polsce mieszka ponad 1,1 miliona pszczelich rodzin. Każda z nich w zależności od pory roku liczy od 10 do 100 tysięcy osobników, czyli latem, w szczycie sezonu, bzyczy ich u nas nawet 110 miliardów.
Marian Sikora z Opalenicy w Wielkopolsce, pszczelarz od blisko pół wieku, do niedawna miał w swojej pasiece 500 rodzin. Późną jesienią zeszłego roku otworzył ule, by zobaczyć, jak jego podopieczne sobie radzą. – Zniknęło ponad 300. Tak się zdenerwowałem, że następnego dnia wylądowałem na kardiologii. A przecież część moich kolegów straciła wszystko – opowiada. – Jak tak dalej pójdzie, coraz więcej pszczelarzy zacznie odchodzić z zawodu.
– W ciągu ostatniej zimy z polskich uli zniknęło powyżej 10 procent pszczół – ostrzega Tadeusz Sabat, prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego. Zjawisko masowego ginięcia tych owadów, w zachodnich mediach nazywane beepocalipse (bee to po angielsku pszczoła), ma swoją naukową nazwę – Colony Collapse Disorder (CCD), czyli destruktywne załamanie kolonii.
Motyle nie dadzą rady
Naukowcy wymieranie pszczół nazywają znikaniem. W obliczu śmierci pszczoły zachowują się bowiem jak starzy Indianie – opuszczają dom i umierają w samotności. Chora pszczoła nie chce zarazić reszty rodziny ani zakazić miodu, więc jak tylko zaczyna źle się czuć, wylatuje z ula (jeśli nie zdąży, pszczoły strażniczki urządzają jej pogrzeb, wynosząc jej zwłoki na zewnątrz na swoich ramionach). Możliwe jednak, że z pewnych przyczyn (o których dalej) pszczoły po prostu nie trafiają z powrotem do ula, a już tak mają, że do żadnego innego nie polecą.
„Jeśli zabraknie pszczół, praca, którą wykonują, będzie nas kosztowała miliony” – alarmują autorzy prowadzonej właśnie unijnej kampanii społecznej na rzecz bioróżnorodności. Miliony to mało powiedziane. Szacuje się, że tylko w USA powierzenie ludziom pracy wykonywanej przez pszczoły kosztowałoby 90 miliardów dolarów rocznie. W Polsce pszczoły generują zyski rzędu 10 miliardów złotych w skali roku.
Nie chodzi wyłącznie o miód czy propolis, ale przede wszystkim o rozmnażanie roślin. Trzy czwarte roślin na naszej planecie zapylane jest przez pszczoły (są też inni zapylacze, na przykład motyle, ale są dużo mniej wydajne, poza tym ich liczba też spada). Jeśli wyginą, z naszej diety znikną warzywa, owoce, orzechy, niektóre kasze (na przykład gryczana), a w pewnym stopniu także produkty mleczne i mięsne (bo krowy będą się żywiły wyłącznie trawą, która jest dużo uboższa w związki odżywcze niż na przykład kwiaty łąkowe). Znikną kwiaty, będzie też problem z bawełną.
Fala zabija pszczoły
– Istnieje nawet teoria, która mówi, że jeśli wyginą pszczoły, człowiek będzie miał przed sobą tylko cztery–pięć lat życia – dodaje doktor Paweł Chorbiński, weterynarz z Katedry Epizootiologii i Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Doktor Chorbiński jest szefem zespołu do spraw pszczelarstwa przy Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zespół powstał w maju ubiegłego roku jako polska reakcja na światowe śledztwo w sprawie znikania pszczół. Na efekty jego pracy (z budżetu dostaje na ten cel dwa miliony złotych rocznie) przyjdzie nam poczekać jeszcze przynajmniej dwa lata. Ale już teraz naukowcy i pszczelarze z całego świata mają kilka hipotez.
Jedna z pierwszych dotyczyła szkodliwego oddziaływania telefonów komórkowych. Emitowane przez nie – a także przez coraz popularniejsze sieci z bezprzewodowym Internetem – fale elektromagnetyczne zakłócają zdolności nawigacyjne pszczół, przez co robotnice nie potrafią odnaleźć drogi do ula.
– Najnowsze badania wskazują jednak, że choć fale elektromagnetyczne wpływają na pszczoły, to ich znaczenie nie jest tak duże. Na pewno nie można zrzucać całej winy na komórki – mówi doktor Chorbiński.
Podobnie jest z lansowaną początkowo (czyli cztery lata temu, gdy pszczoły zaczęły ginąć na olbrzymią skalę) hipotezą dotyczącą wpływu GMO. – Żywność modyfikowana genetycznie na pewno nie ma decydującego wpływu na beepokalipsę, bo problem dotyka też terenów wolnych od GMO czy ekologicznych pasiek – tłumaczy Tadeusz Sabat. Według niego znacznie bardziej prawdopodobną przyczyną są środki chemiczne używane w rolnictwie. – Najwięcej pszczół ginie tam, gdzie rolnictwo jest zaawansowane technologicznie, zamiast płodozmianu występują monokultury, a środków chemicznych używa się za dużo. Widać to także w Polsce: CCD w największym stopniu dotknęło województw dolnośląskiego i wielkopolskiego, a więc terenów, gdzie rolnicy są najbogatsi i używają najwięcej nawozów – analizuje Sabat.
Jak wynika z badań, największe szkody przynoszą te środki, w których substancją czynną jest imidakloprid. Parlament Europejski pod koniec 2008 roku przyjął rezolucję, w której stwierdził, że wspomniany pestycyd jest szkodliwy, i zwrócił się do państw członkowskich o wycofanie go z użycia. Pod naciskiem pszczelarzy zdelegalizowały go Niemcy, Francja i Słowenia. – W Polsce imidakloprid jest legalny, ale nawet gdyby został wycofany, będzie się rozkładał w glebie przez następne trzy lata – mówi Sabat. I dodaje, że w maju przyszłego roku w całej Unii Europejskiej ma wejść w życie restrykcyjny przepis – rolnik będzie musiał udowodnić konieczność użycia środków chemicznych w swoim gospodarstwie.
Dowodem na to, że pszczołom szkodzi chemia, są Chiny, gdzie pestycydy stosuje się na potęgę. W słynnym filmie dokumentalnym „Milczenie pszczół” (w Polsce emitowany był na kanale National Geographic) pokazano południowy Syczuan, prowincję w środkowo-zachodniej części kraju, gdzie w wyniku niekontrolowanego użycia środków ochrony roślin pod koniec lat 80. pszczoły zniknęły zupełnie. Zapylania sadów w stu procentach dokonuje się tam ręcznie. Każdej wiosny rolnicy za pomocą szczoteczek do zębów zdejmują pyłek z kwiatów, suszą go, a następnie nakładają go na kwitnące drzewa owocowe miotełkami z bambusa i kurzego pierza. Dziennie jedna osoba może zapylić najwyżej 30 drzew. By zastąpić pszczoły, w każdym gospodarstwie średniej wielkości trzeba by zatrudnić jakieś sto tysięcy ludzi, bo tyle pszczół liczy rodzina zbierająca nektar i zapylająca rośliny od rana do nocy. – Teraz zapylaniem zajmują się ludzie, ale na dłuższą metę to się nie sprawdzi. W ciągu 20 lat trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Kraj się zmienia, coraz więcej ludzi migruje do miast, nie ma komu pracować – mówi doktor Tang Ya z Uniwersytetu Syczuańskiego.
Nie tylko w Chinach mają z tym trudności. – Ludzie wymyślają przemysłowe wiatrozapylacze, a nawet stosowane w szklarniach specjalne urządzenia wibrujące, ale nic nie działa tak jak pszczoła – zapewnia doktor May Berenbaum, entomolożka z Uniwerystetu w Illinois.
Wirus izraelski
Winnym CCD może być także cukier, którym zimą dokarmia się pszczoły. – Kiedyś cukier był bielony wapnem, a teraz coraz częściej używa się w tym celu chlorku sodu, czyli soli, a ta dla pszczół jest zabójcza. Zresztą w cukrze mogą być też ślady szkodliwego imidaklopridu, który jest stosowany w uprawie buraka cukrowego – tłumaczy Tadeusz Sabat.
Znacznie częściej jednak w dochodzeniu dotyczącym masowego ginięcia pszczół za jednego z głównych podejrzanych uznaje się wirus izraelskiego paraliżu pszczół. Wykryto go w Izraelu w 2004 roku. „Wirus powoduje śmierć dorosłych pszczół. Owady wylatują z ula i zamierają poza nim, w polu. Czasem widać pszczoły mające objawy paraliżu, pełzające wokół uli z drżącymi skrzydełkami” – piszą Sylwia Kasprzak i Grażyna Topolska z SGGW na łamach miesięcznika „Pszczelarstwo”. Gazeta skierowana jest do 45 tysięcy polskich pszczelarzy. Jedynie około 500 z nich ma duże pasieki.
Coraz więcej naukowców skłania się jednak do teorii, która łączy poprzednie hipotezy. – Na masowe ginięcie pszczół prawdopodobnie wpływa wybuchowa mieszanka czynników: środków chemicznych, wirusów, fal elektromagnetycznych i pewnie jeszcze kilku innych, z których nie zdajemy sobie sprawy – twierdzi doktor Gene Robinson, biolog z Uniwersytetu w Illinois.
W amerykańskich laboratoriach trwają prace nad wyhodowaniem superpszczoły odpornej na wszystkie znane pszczele choroby. Nowa odmiana ma powstać na bazie bardzo agresywnej i płodnej pszczoły afrykańskiej, ale musi ona przetrwać także w surowszym klimacie, z czym odmiany południowe często sobie nie radzą. Bez względu jednak na to, czy znajdziemy lekarstwo na CCD, czy stworzymy nowy gatunek pszczoły, musimy działać szybko. Inaczej – jak twierdzą autorzy „Milczenia pszczół” – jeśli pszczoły w USA będą ginęły w tym tempie co teraz, w 2035 roku nie będzie już ani jednej.
MIlena Rachid Chehab
„Przekrój” 23/2010
Źródło: GMO i chemizacja zabija zapylacze