Crystals & Butterflies: Wysoki Kamień (Hochstein), May 19, 2013
Do wejścia zimowego, na szagę i w nocy dorzuciłem dzisiaj Wysoki Grzbiet boso. W związku z tym garść refleksji.
Po pierwsze – ściśle związane z powyższym – co z tym obuwnictwem? Buty, botki, buciki, sandałki, adidaski, buciory, klapki, pepegi, trzewiki i pantofle. A gdzie kontakt z matką ziemią? Gdzie Anteuszowy energii przepływ? Gdzie masaż receptorów, gdzie akupresura?
Po drugie, co z tym „dzień dobry”? Pozostaję przy swoim: w górach mówiło się i mówi „cześć”. Tu konwenansu nie ma, tu nie salonik petit bourgeois. Po 17.00 państwo przechodzi na „dobry wieczór”?
Po trzecie – po raz kolejny naocznie stwierdzam – chcesz dziewczynę zdobyć, zabierz ją w góry. To nie na plaży ciał prężenie, ni smętne jeziorne zaloty, tu się człowieka poznaje do głębi.
I po czwarte: „A na takich pieńkach spróchniałych to lepiej nie siadać, bo się ich lubią trzymać kleszcze”.
PS. Ach, jak pięknie bolą nogi!
American woman poet May Swenson (1913-1989) wrote this poem:
Unconscious U
came a beauty to my n
wrist c
and stopped my pencil, o
merged its shadow profile with n
my hand’s ghost s
on the page: c
Red Spotted Purple or else Mourning i
Cloak, o
paired thin-as-paper wings, near black, u
were edged on the seam side poppy orange, s
as were its spots. C a m e a B e a u t y
I sat arrested, for its soot-haired
body’s worm
shone in the sun.
It bent its tongue long as
a leg
black on my skin
and clung without my
feeling,
while its tomb-stained
duplicate parts of
a window opened.
And then I
moved.
Źródło: Crystals & Butterflies: Wysoki Kamień (Hochstein), May 19, 2013