Pszczole miodnej, tak jak innym zwierzętom hodowlanym, zagrażają choroby. Jak do tej pory największego spustoszenia w pasiekach dokonała choroba pasożytnicza popularnie zwana warrozą. Pojawiając się na terenie Polski w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zdziesiątkowała ilość pszczół doprowadzając do rozpaczy pszczelarzy.
Tu trzeba zaznaczyć, że w tamtym okresie pszczelarstwo należało do bardziej płatnych zajęć, a więc warroza pozbawiła wielu rolników znacznych dochodów z prowadzenia pasieki. Przypomnijmy,
że sprawcą nieszczęścia jest roztocz Varroa destructor i do tej pory nie znaleziono sposobu na całkowite pozbycie się tego niszczycielskiego pasożyta. Okazuje się bowiem, że przyjęte sposoby leczenia nie eliminują go ze środowiska, a tylko ograniczają jego ilość do minimum. Warroza jest chorobą na tyle paskudną, że oprócz niszczycielskiej działalności polegającej na żywieniu się roztocza „krwią” pszczół (w świecie owadów zwaną hemolimfą), osłabia siłę całej pszczelej rodziny stwarzając dogodne warunki dla rozwoju chorób wirusowych.
Grzyby, wirusy i chemia
Od lat pszczoły nękane są także przez pasożytnicze grzyby Nosema Apis i Nosema cerenae. Wywołują one niebezpieczną dla rodzin pszczelich biegunkę.
Również wirusy przynoszą straty pszczelarzom. Skutki występowania chorób wirusowych
w pasiekach zaobserwowano już kilkadziesiąt lat temu. Badania naukowe określiły kilka szkodliwych wirusów. Na ich zgubne działanie pszczoły stały się bardziej podatne wraz z pojawieniem się warrozy oraz trudnych warunków bytowania. Pogorszenie się warunków życia pszczół jest efektem uboższej szaty roślinnej (zarazem bazy poużytkowej), zanieczyszczenia środowiska przez działalność przemysłu oraz pojawienia się dużych obszarów monokultur w rolnictwie, połączone z intensywną chemizacją.
Niesprzyjająca pogoda
Trzeba przyznać, że w ostatnich latach pogoda dla pszczół nie jest też zbyt łaskawa. Wiosny są zimne i niemal zanika charakterystyczna pora jaką było przedwiośnie. Po zimie, która obejmuje dużą część marca, nadchodzi wiosna trwająca zbyt krótko. W takiej sytuacji rodziny pszczele nie rozwijają dostateczne siły pozwalającej na wykorzystanie pożytków wiosennych występujących w tak krótkim czasie, na przestrzeni najwyżej 2-3 tygodni. Pszczelarze naprawiają to w różny sposób, ale często
ich wysiłki są daremne. Pogoda robi psoty, nie kierując się kalendarzem i bardzo trudno dzisiaj
o dokładną prognozę. Nie mówiąc już o częstszym występowania takich kataklizmów jak powódź, huragan czy gradobicie.
Te trudne warunki pogarszać może brak przemyślanego działania pszczelarza. W pierwszej kolejności powinien on przestrzegać rygoru terminowości wykonywanych prac w pasiece,
ze szczególnym uwzględnieniem wykorzystania skutecznych metod walki z warrozą. Nie można też traktować pszczół po macoszemu, rabując je z tego, co przyniosą do ula. Żadne „wynalazki”, czyli syntetyki, nie zastąpią im naturalnego pyłku, pierzgi czy miodu.
Tajemnicza zagłada ostatnich lat
W pierwszym dziesięcioleciu tego wieku stało się jednak coś, o czym pszczelarze niechętnie mówią, a jeśli mówią, to z trwogą. Pasieki objęła plaga w postaci tzw. zespołu masowego ginięcia pszczół. Przejawia się on w ten sposób, że rodziny pszczele przygotowane jesienią do zimowli
i wyposażone w odpowiednią ilość zapasu zmniejszają się liczebnie. Pszczoły giną poza ulem, chociaż w nim samym nie obserwuje się większej ilości padłych pszczół, czy zmian chorobowych u czerwiu. Ostatecznie do wiosny przeżywa niewiele rodzin, a jeśli w ogóle przetrwają zimę, to ich siła jest mała. Spustoszenie jest za to ogromne, straty wynoszą nawet 80 – 90% stanu pasieki.
Pierwsze informacje o tym niebezpieczeństwie (z angielska zwanym w skrócie CCD), dotarły
w roku 2004 z USA. Szybko jednak CCD zaobserwowano w zachodniej części Europy oraz w Polsce. Skutki były takie same: pogrom liczebności rodzin pszczelich.
Choroba ma wiele przyczyn, zresztą mówi o tym jej nazwa „zespół masowego ginięcia pszczół”, lecz co się na nie składa?
Bezkarni zabójcy
Badaniami objęto pszczoły chore na CCD oraz zdrowe. W grupie pszczół chorych stwierdzono większą ilość wirusów. Tylko w niej pojawiły się kaszmirski wirus pszczół
(KBV) i izraelski wirus ostrego paraliżu pszczół (IAPV). Stwierdzono w niej również obecność jednokomórkowego grzyba Nosema Apis. Wprawdzie także w grupie pszczół zdrowych wykryto obecność tego grzyba, występował on jednak w małej ilości, i tylko w jednej próbie. Obie grupy – chora i zdrowa – porażone były w jednakowym stopniu przez pozostałe znane wirusy oraz grzyba Nosema cerenae.
Rezultaty tych badań wykazały więc z dużym prawdopodobieństwem, że sprawcą nieszczęścia jest pojawienie się wirusów KBPV oraz IAPV oraz grzyba Nosema cerenae. Niestety, nie ma na nie lekarstwa, a tym samym póki co nie można posłużyć się szczepionką. Pozostaje więc dbanie o jak najlepszą kondycję pszczół i oczekiwanie na wyniki dalszych badań, których skutkiem będzie eliminacja zagrożenia. Leży to nie tylko w interesie pszczelarzy. Pszczoły odgrywają przecież olbrzymią rolę jako zapylacze. Zbyt mała ilość, albo brak tych pożytecznych owadów, oznacza brak
w ekosystemie cennego zapylacza roślin, a to może nas wszystkich bardzo drogo kosztować.
Źródło: modr.mazowsze.pl
Marek Nowak
Przyg. A.D.